Wesoły Wdowiec
PREMIERA: 13.05.2024r.
Simon Moss
REŻYSERIA: Mirosław Bieliński & Jarosław Rabenda
scenariusz: Simon Moss
przekład: Bogusława Pisz - Góral (ADiT)
SCENOGRAFIA: Iwona Jamka
Obsada:
Thomas Maddison - Mirosław Bieliński
Richard Maddison - Łukasz Oleś
Harriet Maddison - Ewelina Gnysińska
Elaine Barker - Justyna Sieniawska
Sharon Duckworth - Magda Szczepanek
Agatha Duckworth - Teresa Bielińska / Ewa Pająk
czas trwania: ok. 100 minut
O SPEKTAKLU
Na podstawie telewizyjnego serialu Tom, Dick & Harriet wg J. Mortimera i B. Cooke'a. Thomas Maddison, świeżo upieczony i szczęśliwy wdowiec, przyjeżdża do Londynu, aby po latach na angielskiej prowincji zakosztować wielkomiejskiego życia, zwłaszcza „by night". Nie podoba się to jego synowi Richardowi i synowej Harriet, którym spadł na głowę. Już pierwszego dnia okazuje się, że zmarła żona nie zapisała synowi ani pensa, cały swój wielki majątek pozostawiwszy mężowi. Wprawdzie testament nie został jeszcze odczytany, ale nasz bohater jest pewien swojego rychłego spadku, więc bez skrupułów prosi gospodarzy o pożyczkę, gdyż umówił się z młodą kobietą na kolację. Nocne manewry starszego pana dają początek serii farsowych zdarzeń, a efekt pięciu dni pobytu Thomasa u dzieci jest nadzwyczaj płodny. Wprawdzie majątek zmarłej przypadł schronisku dla kotów, ale Thomas odnalazł miłość swojego życia sprzed kilkudziesięciu lat, a zarazem pozbył się łowczyni majątków. Natomiast Richard, który pracuje z firmie reklamowej i jest sfrustrowany z powodu niemożności znalezienia odpowiadającej klientowi modelki, odkrywa ją w niepozornej dziewczynie o złotym sercu. Harriet zaś ma dla obu mężczyzn radosną nowinę: mają się spodziewać narodzin nowego członka rodziny.
Wesoły wdowiec Simona Mossa był emitowany w latach 1982-83 i cieszył się ogromną popularnością.
Wesołe jest życie wdowca!
„Wesoły wdowiec” Simona Mossa w reż. Mirosława Bielińskiego i Jarosława Rabendy w Teatrze TeTaTeT w Kielcach. Pisze Krzysztof Krzak w Teatrze dla Wszystkich.
Ma operetka „Wesołą wdówkę” Lehára, ma i teatr dramatyczny swojego „Wesołego wdowca” Simona Mossa, którego premiera odbyła się (po trzech pokazach przedpremierowych) nietypowo, bo w poniedziałek, 13 maja 2024 roku, w kieleckim Teatrze TeTaTeT. Sztukę, w tłumaczeniu Bogusławy Plisz–Góral, wyreżyserowali Mirosław Bieliński i Jarosław Rabenda.
Tekst Mossa powstał na motywach sitcomu „Tom, Dick & Harriet” Johnniego Mortimera i Briana Cooke’a. W Polsce prapremierowo zagościł w 2017 roku na scenie Teatru Kamienica w reżyserii Emiliana Kamińskiego, który zgodnie ze swoim zwyczajem, opracowując materiał literacki spolszczył go, przeniósł w realia naszego kraju, nadał bohaterom polskie nazwiska, a spektaklowi zupełnie niezgodny z oryginałem tytuł („Trzecia młodość Bociana”), dodał historyczne wydarzenia z dziejów Polski (na przykład stan wojenny), piosenki (na przykład „Gdybym miał gitarę” czy „Zielona wrona”), które sam wykonywał i grał główną rolę Jana Bociana, który przybywa do Warszawy z Królowego Mostu. W sumie powstało średnio udane przedstawienie, o czym można się przekonać, bo wciąż dostępne jest ono w Internecie.
Na szczęście twórcy kieleckiego „Wesołego wdowca” w Teatrze TeTaTeT pozostali wierni realiom zawartym w farsie Simona Mossa. Reżyserzy (Mirosław Bieliński i Jarosław Rabenda) poszli bardziej w stronę komedii niż farsy, unikając charakterystycznego dla tej ostatniej chaotycznego biegania krzyczących aktorów po scenie, trzaskania drzwiami, co nie znaczy bynajmniej, że spektakl ma ślamazarne tempo. To pozwoliło im bardziej skupić się na humorze i dowcipie wypływającym z błyskotliwych dialogów niczym chiński szampan, którym obficie raczą się bohaterowie. A głównym bohaterem jest niejaki Thomas Maddison, który niedługo po śmierci żony porzuca nudny żywot na angielskiej prowincji i przyjeżdża do Londynu, by – zamieszkawszy wraz z synem Richardem i jego małżonką Harriet – zakosztować rozkoszy (zwłaszcza tych nocnych) oferowanych przez stolicę, tym bardziej, że poprzednie trzydzieści lat spędził z ascetyczną w każdej sferze życia Agnes. Ono co prawda sporo kosztuje, ale kto by się tym przejmował w perspektywie otrzymania solidnego spadku po żonie, która właśnie mężowi (wydziedziczając uprzednio syna) zapisała swoje bogactwo. Tak przynajmniej sądzi wdowiec. Thomas pożycza pieniądze od syna i synowej, bo właśnie umówił się na kolację z piękną, młodą kobietą. Kolejne wybryki świeżo upieczonego wdowca wywołują szereg nieprzewidzianych acz zabawnych, czasem nerwowych, powodujących zaskakujące zwroty akcji i sytuacji życiowej bohaterów. Okrucieństwem byłoby opisywać ze szczegółami przebieg perypetii, odbierając tym samym przyszłym widzom smakowanie zaskakujących i zabawnych zwrotów akcji.
Recenzja: Krzysztof Krzak, teatrdlawszystkich.eu
Wesołe jest życie wdowca! c.d
Atmosferę historii Thomasa Maddisona buduje scenografia Iwony Jamki, która na niewielkiej przestrzeni Małej Sceny Kieleckiego Centrum Kultury pomysłowo zmieściła aż pięć pomieszczeń, w których poruszają się postaci grane znakomicie przez całą obsadę „Wesołego wdowca”. Jarosław Rabenda, grający tytułowego bohatera na zmianę z Mirosławem Bielińskim, unika przerysowania czy karykatury, o co nie byłoby trudno w przypadku tego niemłodego już lowelasa ze skłonnościami do konfabulacji, manipulacji, kobiet i alkoholu. Ma przy tym ten urok, któremu ulegają kolejne niewiasty i… widzowie; Justyna Sieniawska bez pruderii wykorzystuje swoją atrakcyjną fizyczność podkreślaną ekskluzywnymi kostiumami i seksowny głos o ciemnej, nieco matowej barwie, by jednocześnie wyraziście oddać zakłamanie i wyrachowanie Elaine Barker; Łukasz Oleś udanie pokazuje stłamszenie Richarda Maddisona przez ojca, do którego ma pretensje z okresu dzieciństwa i żonę wymagającą od niego zajęcia radykalnego stanowiska wobec zaistniałej sytuacji, a do tego zmagającego się z niemożnością znalezienia odpowiedniej modelki do reklamy zamówionej przez klienta; Ewelina Gnysińska z dość jednowymiarowo napisanej postaci Harriet Maddison potrafiła wydobyć inne emocje, niż wywołująca złość niechęć do teścia; Magda Szczepanek subtelnie i prawdziwie pokazuje ewolucję Sharon Duckworth z szarej myszki do pewnej swojej wartości kobiety, zaś Teresa Bielińska jako Agata Duckworth, którą gra wymiennie z Ewą Pająk udowadnia, że jak się ma talent i charyzmę, to nawet krótkie pojawienie się na scenie można uczynić zapadającym w pamięć.
„Wesoły wdowiec” w reżyserii Mirosława Bielińskiego i Jarosława Rabendy w Teatrze TeTaTeT w Kielcach ma wszelkie szanse nadać tej sztuce nową „młodość” i zapoczątkować jej marsz przez sceny polskich teatrów.
Recenzja: Krzysztof Krzak, teatrdlawszystkich.eu
Premiera sztuki Wesoły Wdowiec Simona Mossa teatru TeTaTeT w Kielcach.
W poniedziałek 13 maja na małej scenie Kieleckiego Centrum Kultury odbyła się premiera sztuki Wesoły Wdowiec Simon'a Moss'a teatru TeTaTeT. Publiczność miała wiele okazji do śmiechu. Na premierze pojawiło się mnóstwo znanych osób.
Teatr TeTaTeT zaprosił na farsę Wesoły Wdowiec Simona Mossa. Jak wskazuje tytuł głównym jej bohaterem jest pan, który właśnie pochował żonę i postanowił korzystać z życia. Zjawia się więc w londyńskim mieszkaniu syna i synowej by czekając na spadek po zmarłej, rzucić się w wir nocnego życia.
Na poniedziałkowej premierze pojawiło się mnóstwo znanych osób - aktorów, muzyków, uczestników życia kulturalnego Kielc.
Tak zaczyna się ciąg niezwykłych zdarzeń, pomyłek i szczęśliwych zbiegów okoliczności. Aktor z Radomia Jarosław Rabenda grający Thomasa Maddisona jest wzruszający w swym zachwycie odzyskaną wolnością i radością. Nie podzielają jej syn (Łukasz Oleś), który stara się ojca zrozumieć i kipiąca wściekłością synowa (Ewelina Gnysińska). Kolorytu dodają pojawiające się znienacka dwie panie o diametralnie różnych charakterach: zachwycająca urodą i sznaps barytonem Justyna Sieniawska w roli masażystki nocnej i łowczyni milionerów oraz urocza w nietwarzowej sukience i seksibikini Magda Szczepanek.
Jak to w farsie ważną rolę do odegrania mają drzwi, za którymi ciągle ktoś znika i się pojawia. Początkowo bohaterom udaje się lawirować między kolejnymi wpadkami, gasić wybuchające pożary nieporozumień, ale wreszcie musi dojść do spotkania wszystkich i wyjaśnienia kto jest kim. Rozwikłanie intrygi ułatwia wiadomość, że spadek przydpadł schronisku dla kotów a najbliżsi muszą się obejść smakiem. W zamian otrzymują jednak coś ważniejszego – to miłość. W rolę miłości wciela się Teresa Bielińska płynnie przechodząc od roli kostycznej ciotki do zalotnej, uwodzącej Thomasa kobiety.
Publiczność obserwująca ich zmagania miała wiele okazji do uśmiechu i śmiechu. Dla widzów poszukujących niezobowiązującej rozrywki to pozycja idealna.
Lidia Cichocka / kielce nasze miasto
Nowe życie wdowca, nowe problemy dla rodziny
„Wesoły wdowiec” Simona Mossa w reż. Mirosława Bielińskiego i Jarosława Rabendy w Teatrze TeTaTeT w Kielcach. Pisze Katarzyna Wnuk w Teatrze dla Wszystkich.
fot. DRUVA PHOTOGRAPHY, Waldemar Szymczak
Kiedy myślimy o wdowcu – a zwłaszcza takim, który został nim niedawno – mamy przed oczami człowieka samotnego, pogrążonego w głębokiej żałobie i wzbudzającego współczucie. Określenie „wesoły wdowiec” wydaje się zatem oksymoronem, jednak w przypadku Thomasa Maddisona, bohatera sztuki powstałej na podstawie brytyjskiego sitcomu z lat 80. „Tom, Dick & Harriet”, jest ono wyjątkowo trafne.
Mężczyzna krótko po pogrzebie swojej małżonki przybywa do Londynu z zamiarem spędzenia kilku dni w mieszkaniu syna i synowej. Dla młodych nie jest to wizyta pożądana, a to ze względu na charakter Thomasa i jego styl życia, w tym zamiłowanie do alkoholu. Już kilka minut jego pobytu u Richarda i Harriet wystarcza, aby zrozumieć niechęć małżeństwa wobec ojca i teścia, lecz jednocześnie polubić tytułowego bohatera. Wprawdzie Maddison senior wcale nie przejmuje się śmiercią żony, jest złośliwy, uwielbia uwodzić kobiety (często uciekając się przy tym do kłamstw i manipulacji), lecz jednocześnie ma w sobie pewien urok. Bez wątpienia duża w tym zasługa Mirosława Bielińskiego, który doskonale odnajduje się w swojej postaci i nawet na chwilę nie wychodzi z roli.
Na przebieg rodzinnego spotkania nie wpływa pozytywnie fakt, że zdaniem Thomasa jest on jedynym spadkobiercą po majętnej żonie, ponieważ kobieta przed śmiercią wydziedziczyła syna. Dla ojca jest to oczywiście informacja niezwykle radosna. Mężczyzna nie czeka nawet na oficjalne odczytanie ostatniej woli zmarłej, tylko od razu wczuwa się w milionera i wykorzystuje nową pozycję do uwodzenia kobiet. Słabość do nich staje się przyczyną wielu nieoczekiwanych zdarzeń i zabawnych nieporozumień. Wkrótce w mieszkaniu Richarda i Harriet pojawiają się bowiem Sharon oraz Elaine – obie ciekawe i oryginalne, lecz bardzo od siebie różne.
Relacjom rodzinnym daleko tutaj do ideału, lecz wbrew pozorom nie są one całkowicie pozbawione uczuć i wzajemnej troski. Richard mimo świadomości wszystkich wad ojca nie odmawia mu gościny. Thomas ciągle utrudnia życie synowi i synowej, ale gdy zachodzi taka potrzeba, próbuje pomóc Richardowi, któremu sen z powiek spędza wizja utraty pracy z powodu nieznalezienia odpowiedniej modelki do kampanii reklamowej.
Jak to bywa w komediach, w pewnym momencie sprawy przybierają obrót nieoczekiwany dla wszystkich bohaterów, a szczególnie tego głównego. Jednak złe wieści nie czynią wesołego wdowca smutnym, bo przecież ciągle ma on swoją rodzinę.
„Wesoły wdowiec” to dobrze napisana i jeszcze lepiej zrealizowana komedia. Postacie są wyraziste, a komizm nie jest osiągnięty kosztem pozbawienia ich zachowania logiki. Pierwsze to w znacznym stopniu zasługa znakomitej gry aktorskiej, ponieważ oprócz wspomnianego już Mirosława Bielińskiego swoich umiejętności dowiedli również pozostali członkowie obsady. Spośród żeńskich bohaterek na uwagę zasługują m.in. impulsywna i nieco materialistyczna, lecz szczerze kochająca swojego męża Harriet (w tej roli Ewelina Gnysińska) oraz kokieteryjna i pewna siebie Elaine (grana przez Justynę Sieniawską).
Recenzja: Katarzyna Wnuk, teatrdlawszystkich.eu
fot. DRUVA PHOTOGRAPHY
Kto się bawi w Londynie?
Najnowsza propozycja kieleckiego Teatru TeTaTeT udowadnia, że można opowiadać z humorem historię opartą na motywie żałoby i… nadużywania alkoholu.
Mając do dyspozycji sprawnie napisany i przetłumaczony tekst z kilkoma twistami, utalentowany i zgrany zespół, a taki Teatr TeTaTeT ma i pomysł na reżyserię – można stworzyć spektakl, który rozbawi do łez. Co ważne! Nie urażając nikogo. Oglądając go, nie można uniknąć skojarzeń ze słynnym sitcomem „Dwóch i pół”. „Wesoły wdowiec” jest równie zabawny i celny w odsłanianiu ludzkich ułomności, a także słabości.
Premiera spektaklu odbyła się w poniedziałek 13 maja i wprowadziła publiczność w prawdziwie weekendowy nastrój. Sztukę Simona Mossa wyreżyserowali Mirosław Bieliński oraz Jarosław Rabenda. W dopracowanej scenografii Iwony Jamki zagrali: Teresa Bielińska / Ewa Pająk, Ewelina Gnysińska, Justyna Sieniawska, Magda Szczepanek, Mirosław Bieliński / Jarek Rabenda, Łukasz Oleś. W obejrzanym przeze mnie przedstawieniu role dublowane doskonale zagrali: Jarek Rabenda i Teresa Bielińska. A to tylko zaostrza apetyt na zobaczenie drugiej obsady. Szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę tak odmienne fizyczności panów Rabendy i Bielińskiego.
Spektakl rozpoczyna się sceną pogrzebu żony tytułowego bohatera. Nie oglądamy jej, jedynie słyszymy mowę duchownego (Marcin Brykczyński), sławiącego cnoty parafianki. Właściwa akcja rozpoczyna się później, w londyńskim mieszkaniu syna i synowej, przerażonych perspektywą wizyty „tatusia” (Jarek Rabenda), który topi smutki wdowieństwa w wielu kieliszkach i dekoltach młodszych pań. Stereotyp? A pewnie, ale jak świetnie ograny!
Tatuś najwyraźniej przechodzi przez okres zerwania z mamusiowej smyczy i oddaje się celebrowaniu drugiej czy trzeciej młodości. Nie oznacza to, że dzieci jakoś szczególnie głęboko przeżywają żałobę. Zajmują ich bardziej niedogodności związane z szaleństwami seniora oraz problemy w pracy syna (Łukasz Oleś). Generalnie, wszyscy czekają na pokaźny spadek…
Choć tytułowym bohaterem jest mężczyzna, to panie są lokomotywą tego spektaklu. A to dzięki dobrze napisanym rolom i świetnej obsadzie. Na scenie królują trzy zdecydowanie różne kobiece postaci. Czarujący niskim tembrem, bezwzględny lecz zjawiskowy wamp, szukający łatwego życia (Justyna Sieniawska), uroczo nieśmiała bibliotekarka odkrywająca swoje drugie ja (Magda Szczepanek), ratująca świat i jak lwica broniąca spokoju swojego ogniska domowego żona (Ewelina Gnysińska). Każda z nich skrywa jakieś pragnienia i słabości i dzięki temu widz nie nudzi się. W wielkim finale jak petarda dołącza do nich jeszcze jedna postać. Surowa pozornie ciotka (w oglądanym przeze mnie przedstawieniu – Teresa Bielińska), która w głębi duszy chyba tęskni za swingującym Londynem.
No właśnie ten Londyn jest też bohaterem dramatu. A przynajmniej świadkiem zachodzących przemian obyczajowych. Fabuła jest na tyle uniwersalna, że spokojnie można było akcję przenieść do choćby Warszawy. Jednak pozostawienie akcji właśnie w Londynie pozwala na dodatkowe interpretacje. Czy wspomniany już swingujący Londyn, z jego szaleństwem i rozpustą sprzed pół wieku, wariackie imprezy z lat 80tych, rave’y z końca poprzedniego wieku, odloty w stylu Amy sprzed kilkunastu lat odchodzą do lamusa? Ustępują pola małej stabilizacji? Bo to starsi bohaterowie chcą się bawić całą noc. Młodsi jedynie pragną sukcesów w pracy, kolacji w restauracji, ładnego mieszkania, rodziny i co najwyżej wczasów na egzotycznej plaży. Widzimy poniekąd przemianę samego miasta…
Reasumując. „Wesoły wdowiec” to propozycja dla każdego, kto chce się dobrze pośmiać i lekko zadumać na przemianami naszej obyczajowości. To przedstawienie głoszące, że nasze wady nie są przeszkodą w zaakceptowaniu nas przez innych, a nawet najgłupsze pomysły, przy sprzyjających okolicznościach, mogą zaowocować pomyślnymi dla wielu osób rozwiązaniami. To optymistyczna historia, która sugeruje, że zamiast bić się w piersi, powinniśmy się otworzyć na innych. A zacznijmy od odwiedzin w TeTaTeT.
Autor: Agnieszka Majcher, doktor nauk humanistycznych – Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach, anglistka – lektor, konsultant, a także tłumacz. Ponadto krytyk, publicystka, poetka (pisze poezję w języku angielskim), autorka tekstów, kompozytorka i wokalistka.
Premiera „Wesołego wdowca” w teatrze TeTaTeT
Działający w Kielcach prywatny teatr TeTaTeT wystawił w poniedziałek, 13 maja kolejną premierę, brytyjską komedię „Wesoły wdowiec” Simona Mossa w reżyserii Mirosława Bielińskiego i Jarosława Rabendy.
Sztuka pełna komicznych zmian sytuacyjnych dziejących się w małej przestrzeni salonu skromnego domu w Londynie bardzo podobała się publiczności ceniącej dobrą rozrywkę.
Kielecki teatr działający na Małej Scenie Kieleckiego Centrum Kultury specjalizuje się w wystawianiu komedii i fars.
Muzyk Jan Kozłowski ceni pracę małżeństwa Bielińskich, założycieli teatru twierdząc, że szczególnie Mirosław Bieliński miał zawsze wyczucie do form komediowych w teatrze.
Twórców chwali również menadżerka kultury Teresa Rosołowska, dla której potrzeba odreagowania stresów przy dobrej komedii jest w dzisiejszych czasach oczywista. Według niej pokazanie na scenie naszych przywar i stereotypów wcale nie jest łatwym zadaniem.
W sztuce grają między innymi Justyna Sieniawska, aktorka niegdyś debiutująca w Kielcach i związana ze sceną dramatyczną w mieście, a później pracująca w Warszawie oraz Jarosław Rabenda, znany organizator działań artystycznych i dziennikarskich w Radomiu.
Ryszard Koziej / Radio Kielce